Dying Light The Following – już za chwilę, już za momencik…
Jak nazwać fanów świata postapokaliptycznego, zombiaków i wszędobylskiej masakry? Maniacy? Wariaci? A może znawcy dobrego klimatu? Tak czy inaczej ostatnio ta grupa graczy nie może narzekać na brak smakowitych gier. Po świetnym Mad Maxie oraz apetycznym (brzmi trochę dziwnie…) Dying Light, już wkrótce na dyskach twardych naszych komputerów i konsol zaparkuje dodatek do tej drugiej produkcji - Dying Light The Following.
Jeśli ktoś grał w podstawową wersję Dying Light, ale czasami miał ochotę wsiąść do auta i rozjechać kilku zombiaków, już wkrótce będzie miał do tego okazję. Już za nieco ponad tydzień, dokładnie 9 lutego odbędzie się premiera pierwszego dużego dodatku do wspomnianej gry. Swoją droga, jeśli grając w Mad Max brakowało Wam „umarlaków”, tytuł Dying Light The Following spełni Wasze marzenia.
Podobieństw do wspomnianego Mad Maxa jest mnóstwo, gdyż to właśnie na motoryzacyjnej części koncentruje się cała gra. Do dyspozycji mamy bowiem pojazd typu buggy, który możemy odpowiednio modyfikować i uzbroić np. w miotacz ognia, który przyda się podczas nocnych eskapad poza miast. Swoją drogą teren, który możemy eksplorować jest dużo większy, niż miasto znane z „podstawki”. Na nudę nie będziemy narzekać.
Na uwagę, oprócz rozległych terenów, zasługuje model jazdy. Nie jest to oczywiście symulacja, ale z drugiej strony zapomnijmy o bezładnym pudle na kółkach. Czuć masę pojazdu oraz nawierzchnię, po której mkniemy. Co więcej, auto ulega zniszczeniom oraz zużyciu, więc co jakiś czas będziemy musieli zajrzeć do warsztatu, by naprawić amortyzatory, koła czy karoserię. Jeśli chodzi o samą grę, wcielamy się w postać Kyle’a Crane’a, który wpadł na trop ludzi odpornych na wirusa.
Czy czeka nas kolejny hit? A może odgrzewany kotlet? Ze względu na zupełną zmianę typu rozgrywki, o kotlecie nie ma mowy, co najwyżej pysznym, przyprawionym i pachnącym kurczaku z rożna. Apetyt rośnie!