FIFA 18 – lepsze wrogiem dobrego?
Wydaje się, że niektórzy producenci gier zapatrzyli się na niektórych producentów aut. Przykładem może być Volkswagen, który projektując kolejną generację popularnego Golfa, za wszelką cenę nie chce przesadzić, aby nie wystraszyć stałych klientów. Czy tak samo jest z najnowszą FIFĄ?
Po części tak, ale trudno mieć o to pretensję. Ba! Być może to dobrze, gdyż trudno robić rewolucję tam, gdzie coś jest naprawdę dobrze skonstruowane. FIFA od kilku lat wyznacza standardy, sprzedaje się świetnie, ma dobre (choć nie rewelacyjne) oceny i opinie, więc drastyczna zmiana była by bardzo ryzykowna. Owszem, mogłaby powstać na tej podstawie naprawdę fantastyczna gra i prawdziwy killer dla konkurencji, albo… totalna porażka.
A tymczasem FIFA 18 kontynuuje wszystko, co najlepsze z poprzedniczek dodając kilka poprawek, smaczków i udoskonaleń. W zeszłym roku mieliśmy eksperymentalny tryb fabularny, w którym wcielaliśmy się w postać młodego piłkarza – Alexa Huntera. W najnowszej edycji mamy kontynuację. Jeśli komuś się to nie podoba, może przecież nie korzystać z tego trybu zabawy i grać w podstawową karierę zawodnika lub menadżera. To coś jak dodatkowe wyposażenie w aucie – nie musimy z niego korzystać, a przecież cena nie była wyższa, więc warto to mieć. Na wszelki wypadek.
Oczywiście trudno uniknąć porównań do PES 2018, którego premiera miała miejsce kilka dni temu. Na szczęście to bardzo odmienne gry mimo faktu, że traktują o tym samym sporcie. O ile FIFA 18 jest takim Volkswagenem wśród gier – ma zaawansowaną technikę, ciekawe opcje i rozwiązania, bogate wyposażenie w postaci licencji – tak PES 2018 jest koreańskim konkurentem. Daje niesamowitą frajdę, jeśli już wybaczymy wszystkie błędy i braki. Którą grę wybrać?
Być może nie pomogę Wam w wyborze, ale ja z chęcią kupiłbym… obie. Choćby po to, aby dokładnie sprawdzić, która gra naprawdę daje frajdę.